Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Benedykt
Nie jestem stary. Choć moja krew jest silna i zaledwie sześć pokoleń dzieli mnie od naszego Praojca, zaledwie stulecie mija od kiedy zostałem przemieniony. Domyślam się dlaczego Mistrz wybrał mnie i postanowił przemienić. Rzadko się zdarz, by potężny, stary wampir, jakim był mój ojciec, decydował się w dzisiejszych czasach na potomstwo. Ja jednak byłem wyjątkowy.
Urodziłem się w Brandenburgi. Mój ojciec był bogatym ziemianinem. Ja, jako piąty syn, miałem zostać przeznaczony do zakonu, lub oddziału książęcego. Los zrządził, że kiedy osiągnąłem już wiek męski w posiadłości ojca zatrzymało się kilku rycerzy zakonnych.
Jeden z nich okazał się być ważnym i sławnym kawalerem. Widząc mą siłę, zdrową postawę i zamiłowanie z jakim oddawałem się za młodu modlitwie postanowił przyjąć mnie w szeregi bractwa w miejsce swojego zmarłego niedawno na tyfus giermka.
Pięć lat mieszkałem, pracowałem i doskonaliłem się we władaniu bronią i umysłem w zakonie. Powoli zyskałem sobie szacunek, stanowisko i pewne przywileje. Pracowałem ciężko i wszystko co osiągnąłem, osiągnąłem uczciwie i samodzielnie. Byłem dumny, młody i... co tu kryć, zadufany w sobie. Nie oznacza to, że zachowywałem się arogancko. Nie leżało to w mojej naturze, a i naszym bractwie takich postaw nie tolerowano. Po prostu zbyt wysoko stawiałem siebie, a za nisko Boga. Moje powołanie stawało się powoli celem samym w sobie...
Pewnej wiosennej nocy, gdy obozowaliśmy w drodze do Lionu, w małej wsi, w której odbywało się Święto Równonocy poznałem ją. Piękną i młodą córkę ubogiego szlachcica, który był skrybą na dworze księcia Ludwika, tego samego, u którego mieliśmy zakwaterować się z delegacją.
Była piękna, młoda i rześka, a we mnie odezwał się mężczyzna. Serce zapałało namiętnością, która jak fala ognia ogarnęła pożogą całe moje ciało. Długo w nocy nie mogłem zasnąć, długo musiałem przepraszać Boga za grzeszne myśli.
Łudziłem się, że był to przypadek, dziś wiem jednak, że podświadomie dążyłem do tego. Książę jako gwarant zawartej między nim a zakonem umowy zażądał pozostawienia dwu rycerzy na jego zamku. Mieliby oni zajmować się szerzeniem wiary i wiedzy pośród dworu i szlachty i jednocześnie, o czym rzecz jasna nie było głośno mowy, ręczyć gardłem ze dotrzymanie umowy. Wraz z innym młodym zakonnikiem zgłosiliśmy się na ochotnika. Wmawiałem sobie, że pragnę po prostu zapoznać się bliżej z przebogatą kolekcją książęcych ksiąg. Dziś wiem, że myślałem o niej. I moje nadzieje się ziściły. Pewnej jesiennej nocy przybyła wraz z matką i siostrami na dwór księcia Lionu.
Uczucie, które narodziło się między mną a Jessicą było, dziś nie boję się użyć tych słów, najczystszą miłością. Kryliśmy się z tym dobrze. Spotykaliśmy się jedynie potajemnie, w nocy, w książęcym ogrodzie. Wtedy pokochałem nocną porę.
Żyliśmy tak przez niemal cztery lata. Czas biegł, a ja coraz poważniej począłem zastanawiać się nad opuszczeniem szeregów mojego bractwa. Nie czułem już powołania. Ona stała się moim powołaniem.
Ale kiedy wreszcie się zdecydowałem oni jakoś się o tym dowiedzieli. I nie pozwolili mi. Byłem zbyt obiecującym kawalerem, bym zniszczył swą karierę w ten sposób. Tak myśleli. Myśleli, że zabijając ją uratują mnie od potępienia. Myśleli, że po okresie bólu i cierpienia nadejdzie ukojenie. Że o niej zapomnę. Ale ja nie zapomniałem. Wróciłem do zakonu i dalej zgłębiałem wiedzę.
Byłem przekonany, że moja Luba odeszła z woli naszego Pana. Chciałem wiedzieć dlaczego. Jakim prawem, z jakich powodów Bóg odebrał mi jedyną istotę na tej ziemi jaką kochałem prawdziwie? Chciałem wiedzieć dlaczego mój Pan i Stwórca pozbawił mnie Życia w tak okrutny sposób...
I stało się. Którejś październikowej nocy odkryłem przez przypadek stary list sprzed siedmiu lat. I dowiedziałem się dlaczego. Najpierw zginął brat, który dosypał jaj trucizny do kielicha, potem mistrz, który się mną opiekował i zlecił zamordowanie mej wybranki.
Świat był dla mnie stracony. Zginęła moja miłość. Znikła więź z bractwem. Pozostał jedynie żal i pytanie. Dlaczego?
Nie widziałem innego wyjścia. Ruszyłem do Ziemi Świętej. Wiedziałem, że wiedzy której szukałem nie znajdę w żadnych ludzkich księgach.
I wtedy odnalazł mnie On. Mój ojciec. Wysłuchał mej historii, z której zwierzyłam mu się sam nie wiedząc czemu. Wcześniej i potem długo rozmawialiśmy. Tej nocy mnie przemienił. Nie chce pamiętać co wtedy czułem. Nie chce pamiętać mojej pierwszej ofiary.
Przez dziesięć lat podróżowałem wraz z Nim. Uczył mnie o mej rasie. Uczył mnie świata na nowo. Nie potrafił jednak powiedzieć mi dlaczego ona musiała umrzeć. Wyjaśnił mi natomiast, że to nie jest tak istotne. Istotniejsze było pytanie: co teraz?
I pewnej nocy już to wiedziałem. Ale kiedy chciałem Mu o tym powiedzieć Jego już nie było. Zniknął jak cień w mroku. Zostawił mnie. Do dziś zastanawiam się, czy wiedział, że ja już wiem. Myślę, że tak. I myślę, że wciąż nade mną czuwa.
Od ponad pól wieku wędruje samotnie od osady do osady, od miasta do miasta, od cmentarza do ruin, od pieczar, przez knieje i ocienione sady do zamków i pałaców. Wędruje samotnie i wszędzie tam gdzie się znajdę robię wszystko, by silni nie krzywdzili słabych, by nie niszczyli ich życia, by już nigdy nikt nie musiał zabijać w gniewie siebie i innych. Wciąż szukam odpowiedzi. Wciąż podążam za prawdą. Teraz jednak wiem, że prowadzą do nich inne ścieżki. Że poznanie to nie wszystko. By odkryć prawdę trzeba czynić. Wtedy prawda cię znajdzie...
Konor. |
komentarz[3] | |
|
|
|
|
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|