Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
White Sands
Na pustkowiach położonych niedaleko Meksyku, zaledwie dziesięć mil od autostrady znajduje się maleńka osada. Otoczona z czterech stron górami, wydaje się być całkowicie odizolowana od reszty świata. Domki w tej maleńkiej dolinie zdają się pamiętać jeszcze czasy wojny secesyjnej. Stare, pobielone wapnem hacjendy tworzą pierścień otaczający zaniedbany drewniany kościółek. Czas stanął tutaj w miejscu. Miast samochodów, przed kilkoma domostwami stoją dyliżanse, a szeryf nigdy nie rozstaje się ze swoim rozklekotanym winchesterem. Pięknie, spokojnie, słodko – pomyślałby ktoś. Ale jest pewien problem. Nie ma żadnych mieszkańców, a szeryf pewnie gryzie piach dłużej, niż ja piję amarant. Światła w budynkach są pozapalane, nawet dwie jedyne latarnie elektryczne, pamiętające pewnie Hitlera, pomrugują tylko od czasu do czasu. W jednym z domostw grał gramofon. Drzwi do kościoła są otwarte, a jego wnętrze – nietknięte. „Tu nie ma Mc Donald’sa” – pięknie skwitował Eryk, który służył mi za przewodnika, chociaż w przeciwieństwie do reszty Klanu preferuje miejską dżunglę. Nie siedzielibyśmy tam dłużej, gdyby nie fakt, że najbliższe lokum było oddalone o dobre trzy godziny drogi stąd, a samochód, jak na złość, odmówił posłuszeństwa, gdy tylko tu dojechaliśmy. „Świetnie, z jednej strony psiarnia, z drugiej – góry. Jeszcze tylko łowców brakuje”– miałem powiedzieć, ale ugryzłem się w język. Lepiej nie wykrakać. Szukaliśmy odpowiedniego schronienia, lecz po krótkim czasie okazało się, że każdy z tych domów... nadaje się do tego świetnie. Było ciemno, czyściutko. Wreszcie miałbym okazję przespać się na wygodnym łóżku, jak na ironię losu – w takim właśnie miejscu. Znaleźliśmy sobie mały domek, na skraju osady. Do świtu jeszcze dwie godziny. Ułożyłem się na pryczy i wtedy... stało się coś dziwnego. Gangrel zniknął mi z oczu, a w domku zaczęły po kolei zapalać się świece. „O rzesz kur...” – w inteligentny sposób ogarnąłem sytuację i wyskoczyłem przez okno. Było jeszcze ciemno, ale nagle światła zaczęły zapalać się w kolejnych domostwach. Z oddali, od strony wzgórza, na które wcześniej jakoś nie zwróciłem uwagi usłyszałem krzyk kumpla.
Kiedy byłem mały wierzyłem w duchy. Gdy kładłem się do łóżka, zdawało mi się, że słyszę, jak ktoś puka w drzwiczki od szafy, albo bawi się moim plecakiem. Najgorsze były te oddechy, dźwięk opuszczającego płuca powietrza, dobywający się z nieokreślonego kierunku, nie pozwalający stwierdzić: „przecież to tylko sen”. Ten chłodny powiew muskający oblane lodowatym potem policzki nie dał o sobie zapomnieć nawet po tym, gdy umarłem.
Co się stało? Mógłbym się rozgadać na kilka godzin i tak byś nie zrozumiał. Powiem krótko – wioska ożyła. Zewsząd zaczęły dobiegać głosy ludzi, posługujących się jakimś dziwnym akcentem. Ze strachu zamknąłem oczy, ale wtedy było jeszcze gorzej, bardziej... realnie. Cholerne miasto duchów. Głosy wbijały się w moją czaszkę, bez żadnego ładu, sensu. Padłem na ziemię i zacząłem zwijać się ze strachu. Poczułem... ten zimny powiew i zacząłem... spieprzać. Nie wiem, jak i kiedy znalazłem się na tym wzgórzu. Pamiętam tyle, że był tam cmentarz, cholernie wielki cmentarz, podpisany „Ofiary Wojny Secesyjnej 1861-65”, z jakimś śmiesznym mauzoleum pośrodku. Pamiętam też, że nad wioską, na przeciwległym wzgórzu stał dworek. Prawdziwy, elegancki dworek, w przeciwieństwie do niej – zadbany, z wielkim, pięknym ogrodem. To dziwne, zwłaszcza w tej części Stanów, zwłaszcza – w takim sąsiedztwie. Nie wiem skąd, pojawił się przy mnie Gangrel. Oni zawsze muszą mieć mocne wejście. Krótko, zwięźle, ale niezbyt literacko pokazał kierunek, w którym znajdował się, naprawiony samochód. Uciekliśmy. Nawet nie odwracałem się, by zobaczyć, czy jakieś cholerstwo nas nie goni. W lusterku, spomiędzy tumanów kurzu wyłoniła się tabliczka : „White Sands”.
Niestety nie mogłem uciec myślami od tego miejsca. Wiem, że ty i cała twoja rodzinka zajmujecie się zmarłymi. Wiem, że to lubicie. Napawa mnie to obrzydzeniem, ale wszyscy po tej historii parskali śmiechem, a ty słuchałeś z zaciekawieniem. Zdradzę ci lokalizację tego miejsca, ale ostrzegam, że wasze voodoo i inne zabaweczki mogą okazać się bezbronne. Zdradzę ci lokalizację tego miejsca za... pięć patoli.
Lord de Seis. |
komentarz[5] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "White Sands" |
|
|
|
|
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|