Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Pod Karmazynowym Lwem
- Masz szluga?
Zapity glos przerwał jej czytanie. Zdziwiona uniosła głowę, napotykając przekrwione oczy lumpa spod mostu.
- Przykro mi, ale nie palę.
Mężczyzna wzruszył ramionami i oddalił się chwiejnym krokiem w stronę nocnego. Przez chwilę śledziła jego poczynania, lecz dość szybko dała sobie spokój. Ta noc była już dostatecznie spartaczona, żeby sobie jeszcze głowę zawracać społecznymi zerami. Z westchnieniem powróciła do lektury gazety. Księżyc świecił dziś na tyle jasno, że nawet bez brudnego światła latarni litery były doskonale widoczne. Nagle ktoś, po raz kolejny stanął nad nią, a ona, mając już dość ciągłego pytania o fajki, wybuchła.
- Nie, nie mam fajek, skrętów, drobnych, ani też nie pójdę z tobą w krzaki za pięć złotych.
- Najmocniej panią przepraszam. Chciałem jedynie zapytać o drogę do najbliższego, w miarę przyzwoitego hotelu. Naprawdę nie miałem żadnej z tych rzeczy na myśli. Pani raczy wybaczyć.
Zdziwiona uniosła głowę. Przez chwilę miała wrażenie, iż przeniosła się o dobre kilka stuleci wstecz. Mężczyzna, który przed nią stał, ubrany był w długi czarny płaszcz i wyglądający na dość drogi czarny garnitur. Jego zadbana dłoń spoczywała na srebrnej gałce laski, którą delikatnie się podpierał. Twarz nieznajomego sprawiała wrażenie starej, wręcz wiekowej. Właściwie nie wiedziała dlaczego, gdyż z wyglądu mógł mieć najwyżej trzydziestkę, jednak jego oczy... Tak, zdecydowanie to właśnie one były przyczyną, dla której przykleiła mu łatkę "wiekowego".
- To ja przepraszam. Ta okolica nie należy do najprzyjemniejszych, a ja miałam zły dzień. Nie powinnam się wyładowywać na obcych.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym wstała z ławki, na której spędziła ostatnie dwie godziny oczekując na swego księcia z bajki.
- Pozwoli pan, że go zaprowadzę. Wynajmuję pokój niedaleko stąd, w całkiem przyjemnym hotelu prowadzonym przez młode małżeństwo. Naturalnie o ile moje towarzystwo panu odpowiada.
Nie wiedziała dlaczego zachowuje tak wzniosły i patetyczny ton. Ten mężczyzna działał na nią właśnie w ten sposób, sprawiając, iż nie mogła się powstrzymać.
- Ależ proszę wybaczyć moje maniery. Luis DeVero, do usług. Z przyjemnością udam się z panią w owo czarowne miejsce.
Nie, no teraz to jednak przesadził - przemknęło jej przez myśl, lecz nie wypowiedziała tego głośno. Uśmiechnęła się jedynie po raz kolejny i ruszyła przodem.
- Weronika Karska. Miło mi pana poznać...
- Luisie, jeżeli mogę prosić. „Pan” brzmi tak... staro.
Omal nie parsknęła głośnym śmiechem... Naprawdę, skąd ten facet się urwał?! Może to zbieg z wariatkowa, albo szaleniec, który jeszcze tam nie trafił... Normalny to on na pewno nie jest.
Gawędząc o literaturze i sztuce (gdy zaproponował ten temat, wybuchła gwałtownym kaszlem) dotarli wreszcie do hoteliku Pod Karmazynowym Lwem. Śliczny, mały budynek, pamiętający jeszcze czasy sprzed wojny, otoczony był wspaniale utrzymanym ogrodem. Weronika lubiła się tu zatrzymywać, ilekroć wypadł jej wyjazd służbowy do Krakowa. Ceny były przystępne, jedzenie znakomite i przede wszystkim było czysto. Tylko okolica nie najlepsza, ale to można jakoś wybaczyć. Pan Stefan wciąż jeszcze nie spał, więc Luisowi szybko został przydzielony pokój, jak się okazało sąsiadujący z jej własnym. Rzuciwszy krótkie „Dobranoc” ruszyła po schodach i już po chwili rozkoszowała się strumieniem cieplej wody padającym na jej zgrabne ciało. Weronika miała dwadzieścia sześć lat. Od trzech lat pracowała w firmie swojego ojca zajmującej się projektowaniem i wykańczaniem domków jednorodzinnych. Lubiła swoją pracę i częste wyjazdy z nią związane. Ten był jednak wyjątkowy. Dzisiejszej nocy miała się spotkać z kimś bardzo dla niej ważnym. Marka poznała rok temu na jednym z targów. Miły chłopak w jej wieku, z burzą blond włosów i zawadiackim uśmiechem, bez trudu zdobył jej serce. Dzisiejszej nocy była rocznica ich spotkania, a on się nie zjawił. Słone łzy napłynęły jej do oczu, lecz szybko otarła je wierzchem dłoni. Jeszcze tego brakowało żeby płakała przez jakiegoś faceta.
Nagły hałas w pokoju przerwał jej rozmyślania. Kto to może być do diabla?! Zaniepokojona wyszła szybko z kabiny i otuliwszy się miękkim ręcznikiem ostrożnie uchyliła drzwi. Cios spadł znienacka, nawet nie zdążyła się osłonić. Zapadła w ciemność.
Budziła się powoli. Ból głowy i potężny odruch wymiotny sprawiały, iż niechętnie otwierała oczy. Było jej zimno, straszliwie zimno. Odruchowo otuliła ciało rękami, aby ofiarować mu choć odrobinę ciepła. Zapłaciła za to długimi torsjami, po których ustąpieniu długo siedziała bez ruchu. Pomieszczenie, do którego ktoś ją wrzucił, miało gładkie, szare ściany bez okien i potężne stalowe drzwi. Miała wrażenie, iż jest w jakimś więzieniu, choć nie wiedziała jak się tu znalazła. Jej ubranie gdzieś wyparowało, pozostawiając ją bezbronną wobec chłodu i szczurów, które jakimś cudem znalazły sobie drogę do tej celi. Zaczęła wołać. Jej krzyki odbijały się od ścian, powodując kolejne fale bólu. Wreszcie przestała. Zachrypnięta, wykończona wymiotami, załamana....
Kilka godzin później drzwi nagle się otwarły. Zdziwiona, nie ruszała się z koca, który służył jej za posłanie. Tam też uderzył w nią strumień lodowatej wody, wypuszczony z węża strażackiego, trzymanego przez rosłego mężczyznę. Stało się to tak niespodziewanie, że nie zdążywszy złapać na czas powietrza, zaczęła się krztusić. Gdy była już bliska śmierci poprzez utopienie, ktoś zakręcił wodę. Nad sobą usłyszała męski głos.
- Zabierzcie ją na górę... Szef chce się zabawić.
Nie mając siły protestować, pozwoliła im postawić się na nogi i zawlec do jakiegoś pokoju gdzie niezdarnie ubrano ją w jej białą sukienkę, a mokre blond włosy spięto wyszukaną spinką. Znosiła te zabiegi ze spokojem człowieka pogodzonego ze swoim losem. Cóż bowiem mogła zrobić? Słaba, wymęczona, śmiertelnie przerażona. Nie miała pojęcia gdzie się znajdują ani też kim jest ów "szef". Nie wiedziała nawet, która może być godzina.... Wreszcie zaprowadzono ją do obszernej sypialni. Głównym elementem wystroju tego pomieszczenia było stare łoże z baldachimem zasłane wyglądającą na jedwabną, pościelą. Goryle ustawili ją na środku pomieszczenia, po czym szybko się oddalili. "Szef chce się zabawić". Słowa te brzmiały w jej uszach pełne nieprzyjemnego posmaku. W nagłym odruchu buntu rzuciła się w stronę okna szarpnięciem odsuwając ciężką zasłonę. Zamarła. Powitał ją rząd czerwonych cegiełek, zamiast tak upragnionego widoku wolności.
- Gdzie ja jestem? Gdzie ja, do diabła, jestem?
Szeptała przerażona krążąc po pomieszczeniu, w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi ucieczki lub chociażby czegoś, co mogłoby jej posłużyć jako broń. Niczego jednak nie znalazła. Gwałtowny, bezsilny szloch wstrząsnął jej ciałem, gdy osunęła się na miękki dywan obok łóżka.
W takiej oto pozycji zastał ją "Szef". Z początku nie zauważyła jego wejścia. Dopiero gdy brutalnym pociągnięciem za włosy poderwał ją na nogi, odkryła, iż nie jest już dłużej sama.
- Marek? - spytała zdezorientowana, patrząc w oczy swojego kochanka. On jednak nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie, ukazując rząd lśniących zębów. W rzędzie owym dominowały dwa, ostre jak szpilki kły. To nie był dobry uśmiech powitania.
- Witaj moja droga. Tęskniłaś?
Selina. |
komentarz[7] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Pod Karmazynowym Lwem" |
|
|
|
|
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|